ROMAN MŁODKOWSKI, BIZNES24: Na Wyspach Brytyjskich, czy też może inaczej mówiąc w obszarze funta szterlinga inflacja konsumencka znowu przebiła rynkowe oczekiwania i wspięła się na najwyższy poziom od blisko 30 lat. Jak podał brytyjski urząd statystyczny: w lutym wzrost cen produktów i usług wyniósł 6,2 proc. w ujęciu rocznym, co jest najwyższym odczytem inflacji konsumenckiej od marca 1992 r. To też 0,3 punktu procentowego więcej niż oczekiwania ekonomistów. W ujęciu miesięcznym inflacja CPI wyniosła 80 proc. również bijąc rynkowe prognozy. To też największy wzrost pomiędzy styczniem a lutym 2009 roku. Łączymy się z Rafałem Beneckim, głównym ekonomistą ING Banku Śląskiego. Witam bardzo serdecznie.
RAFAŁ BENECKI, GŁÓWNY EKONOMISTA ING BANKU ŚLĄSKIEGO: Dzień dobry, witam.
TO JEST AUTOMATYCZNA TRANSKRYPCJA ROZMOWY PRZEPROWADZONEJ NA ANTENIE TELEWIZJI BIZNES24
RM: Inflacja na Wyspach Brytyjskich cofnęła funta szterlinga do 92 roku. A ta ogólna sytuacja gospodarcza cofa nas do jakiego okresu? Gdzie powinniśmy szukać odniesień do tego, czego powinniśmy się spodziewać w dalszych miesiącach i latach?
RB: Wszyscy próbują wykluczyć taką możliwość, że zbliżamy się do lat 70-tych, Kiedy mieliśmy do czynienia z szokiem naftowym i dużym skokiem inflacji i (były) duże podwyżki stóp procentowych. Ale niestety zbliżamy się do tego scenariusza coraz bliżej. To, co się dzieje obecnie jest coraz bardziej podobne do tamtej sytuacji. To znaczy, gdybyśmy na przykład posłużyli się przykładem Stanów Zjednoczonych i zobaczyli jak się ma inflacja bazowa do realnych stóp, czyli bazowa czyli ta, która już jest poprawiona o ceny surowców, no to po prostu ta różnica między inflacją bazową a realnymi stopami jest najwyższa właśnie w tej chwili od lat 70 tych i najbardziej ją przypomina. Oczywiście, jeżeli chodzi o przyszłe decyzje banków centralnych – tutaj ten kierunek jest ten sam, jak wtedy: czyli czekają nas podwyżki stóp procentowych. Myślę, że w mniejszej skali i mniej agresywne, niż wtedy ale jednak. Sygnały, które płyną z czterech banków centralnych, jakie poznaliśmy w ciągu dwóch tygodni pokazują, że sposób działania jest podobny. Czyli co: w ostatnim okresie mieliśmy decyzje i komentarze ze strony NBP, Europejskiego Banku Centralnego, Fedu, a wczoraj Węgier. I wszystkie te banki centralne obniżają prognozy wzrostu gospodarczego, podnoszą prognozy inflacji i jednocześnie zapowiadają dalsze podwyżki stóp procentowych. Co robią w tym czasie rynki finansowe? Wyceniają dalszy wzrost stóp długoterminowych, czyli dzieje się na rynku coś troszeczkę wbrew intuicji z ostatnich 20-30 lat. Czyli są cięte prognozy PKB, a rentowności długoterminowych obligacji w dolarze, w euro, w złotym, w funcie, czy w forincie – one wciąż rosną. Czyli rynki finansowe starają się wycenić taki scenariusz, w którym pomimo gorszej koniunktury mamy wyższą inflację i banki centralne (zmieniają) podejście. A jakie jest nowe podejście? Walka z inflacją, próba umocnienia własnej waluty i mniejsze zaniepokojenie perspektywami wzrostu gospodarczego. Banki centralne po prostu rozpoznają, że ta obecna sytuacja zagraża długoterminowej inflacji i że trzeba działać. Nawet pomimo tego, że prognozy wzrostu gospodarczego pogorszyły się w tych wszystkich krajach.
RM: Jednym z ciekawych wątków i chyba takich, bardzo charakterystycznych odwróceń sytuacji jest to, co pan powiedział o walutach, bo wyglądało przez te ostatnie lata na to, że jednak wszystkie gospodarki starały się kosztem innych gospodarek osłabiać walutę, żeby sobie poprawiać perspektywy eksportowe. Rozumiem, że teraz trochę się odwraca myślenie o tym co będzie źródłem wzrostu? Jak gospodarki mają się rozwijać. Jak to interpretować?
RB: Słuszna uwaga. Wojny walutowe obecnie przebiegają dokładnie odwrotnie, niż po kryzysie w 2008 roku. Wtedy inflacja była niewystarczająca i banki centralne chciały osłabić swoje waluty, żeby po pierwsze pomóc koniunkturze a po drugie właśnie spowodować wyższą inflację, bo ona była niewystarczająca. Teraz mamy dokładnie przeciwną sytuację. To znaczy banki centralne – wszystkie chcą mocniejszych walut. Dlatego, że mocniejsze waluty ograniczą tę importowaną, zewnętrzną inflację. Ale co to znaczy? Że jeżeli wszyscy chcą mocniejszych walut i wszyscy o to walczą, to pewnie ten docelowy poziom stóp może być wyższy, niż nam się w tej chwili wydaje. I gdybyśmy popatrzyli z polskiego punktu widzenia, to my jeszcze w Polsce mamy dodatkowy element, ponieważ mieliśmy wysoką inflację przed pandemią i przed wojną. I dodatkowo można się spodziewać…
RM: Przypomnijmy Państwu, że w styczniu 2020 r. ona dochodziła do 5% inflacji.
RB: Ostatni odczyt to było 4,7 tuż przed wybuchem pandemii. Więc w naszej sytuacji jeszcze w odróżnieniu od Stanów Zjednoczonych powinniśmy się spodziewać ekstra poluzowania budżetowego w Polsce w roku bieżącym i przyszłym, również w Europie. Oczywiście jeszcze w Polsce mamy taką sytuację, że mieliśmy przed rozpoczęciem wojny jedną z najniższych stóp bezrobocia w Unii Europejskiej. Więc w naszym przypadku to zagrożenie inflacyjne jest dużo większe i bardziej długoterminowe. I takie sygnały wysyłają banki centralne: węgierski, amerykański. Dlatego mi się wydaje, że ta stopa docelowa o której mówił dotychczas prezes NBP i bank centralny: 4-4,5 – to jest zdecydowanie za mało. A my musimy w tej chwili myśleć – przygotowywać się mentalnie, że ta stopa docelowa w Polsce to jest w przedziale 5-10%. Dzisiaj nie wiemy dokładnie, to jest bardzo szeroki przedział.
RM: Z tego, co pan mówi wynika, że będziemy musieli się nauczyć, że ten kryzys w którym się nakłada najpierw pandemia a teraz wojna i koszty przeciwdziałania ekspansji rosyjskiej mogą być tak poważne, że będziemy się musieli trochę nauczyć być konsumentami od nowa. I trochę chyba będziemy musieli się nauczyć od nowa zarządzania rozwojem przedsiębiorstw?
RB: Tak. Ja myślę, że przy tej obecnej sytuacji gospodarczej, kiedy mamy właśnie szok na trzech różnych rynkach surowcowych, czyli: energetycznym, metali i żywnościowym, kiedy mamy strukturalne czynniki sugerujące, że inflacja nie wróci do niskich poziomów, typu: zatrzymanie, lub spowolnienie globalizacji, taka polaryzacja w handlu produktami zachód-wschód, rozbicie rynków surowcowych – również zachód-wschód. Zakłócenia w łańcuchach dostaw i szybka transformacja energetyczna. To są wszystkie czynniki, które mówią, że ta docelowa inflacja, długoterminowa będzie wyższa. Dlatego moja obawa jest taka: nie da się walczyć z taką sytuacją inflacyjną w sytuacji, kiedy realne stopy w Stanach Zjednoczonych, albo w Polsce są tak niskie. Dzisiaj różnica między stopą realną a inflacją bazową w Stanach – to jest 12 punktów procentowych, mniej więcej. A w latach 70-tych to było 17 punktów procentowych. Także jesteśmy blisko. Ale powiedziałem: w Polsce ta różnica między stopą inflacji bazowej, a stopą realną – to jest ok. powiedzmy 10-12 punktów. Więc nie wydaje mi się, żeby można było walczyć z taką inflacją z tak ujemnymi, realnymi stopami. Dlatego przed nami są podwyżki stóp. Nie uda się moim zdaniem zawalczyć z tą inflacją po prostu czekając, aż pewne rzeczy się same rozwiążą. Oczywiście sytuacja nie jest tak trudna jak w latach 70-tych, bo banki centralne mają do dyspozycji dobre doświadczenia. Ostatnie 30 lat to była niska inflacja i dlatego wystąpienie pewnych, negatywnych zjawisk, jak np. duży wzrost oczekiwań inflacyjnych jest obecnie trochę mniej prawdopodobny. Niemniej jednak trzeba się nastawić na to, że walka z tą inflacją będzie wyglądać inaczej. Czyli trzeba po prostu wyższych stóp.
RM: No a jeśli mówimy o wyższych stopach i wysokiej inflacji, no to oczywiście rozumiem, że mówimy o droższym kapitale, jeśli będziemy chcieli rozwijać nasze firmy. Co oznacza konieczność wygenerowania znacząco wyższej marży, niż do tej pory, żeby sfinansować swoje działanie, zysk dla inwestorów i wymianę sprzętu na nowy i wszystkie inne potrzeby, które z marży się finansuje. A to może oznaczać, że wielu firmom będzie bardzo ciężko się rozwijać. Nie wspominając o tym, że na przykład może się okazać, że dla bardzo wielu osób znów kredyt na nieruchomości mieszkaniowe stanie się równie trudno dostępny, jak był na przykład na przełomie lat 90-tych i 2000, gdzie praktycznie nikt nie mógł sobie na taki kredyt pozwolić.
RB: To widać w zachowaniu inwestorów na rynku akcji. W dobie niskiej inflacji i niskich stóp procentowych sukcesy na giełdzie święciły firmy, które generowały wielkie przychody. Ale niekoniecznie wysokie marże. A teraz przeciwnie. Teraz właśnie do łask wracają firmy, które generują duże marże i mają wysoką rentowność, bo właśnie okazuje się, że ten kapitał będzie droższy.(…)
RM: Wiele rzeczy do nauczenia się od nowa, przed nami. Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. Dziękuję serdecznie.
RB: Dziękuję bardzo.
Inwestujesz? Nie przegap ważnych informacji z rynku!
Telewizja dostępna w sieciach kablowych, na platformach satelitarnych, oraz w Internecie.
Informacje dla inwestorów – przez cały dzień w telewizji BIZNES24
Tylko 9.9 zł za miesiąc, 99 zł za roczny dostęp przez stronę BIZNES24.TV