Okazało się, że mężczyzna, który odniósł po tym spotkaniu bardzo poważne rany, to aktywista ekologiczny, który wraz ze swoim znajomym wybrał się do lasu, by sprawdzić, czy leśnicy nie zakłócają spokoju zwierzęcia. Jak się okazuje, aktywiści interweniowali w sprawie gawry już wcześniej, w sierpniu, gdy odkryli, że w jej pobliżu – prowadzone są wycinki.
Zażądali oni wtedy natychmiastowego wstrzymania wszelkich zabiegów gospodarki leśnej w tym obszarze.
Do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie wpłynął wniosek od aktywistów o utworzenie strefy ochronnej wokół miejsca gawrowania niedźwiedzia.
Jak podało nadleśnictwo prace na miejscu zostały zakończone i zainstalowano fotopułapkę. „O tym, że trwa procedura w sprawie utworzenia strefy doskonale wiedzieli aktywiści INICJATYWY DZIKIE KARPATY.
Niestety, w niedzielny wieczór 12 listopada naruszyli spokój gawrującego zwierza, prowokując dramatyczną sytuację, której stali się uczestnikami. Podkreślam fakt, że skoro sami składali wniosek o utworzenie strefy, winni zachować reguły, jakie wynikają z tej sytuacji” – podaje Nadleśnictwo Lutowiska.
Inicjatywa Dzikie Karpaty tłumaczy, że mimo próśb o dopuszczenie do postępowania, nie dostali żadnej informacji o podjętych krokach. Co więcej, krótko przed zdarzeniem przedstawiciel Lasów Państwowych informował organizację, że gawra na pewno nie jest zasiedlona. „Ubolewamy, że doszło do tego incydentu. Tym razem popełniliśmy błąd. Jest nam przykro przede wszystkim wobec niedźwiedzia, któremu został odebrany spokój i poczucie bezpieczeństwa” – czytamy w oświadczeniu.