Ministerstwo Finansów, na czele którego stoi związany z liberalną stroną gospodarki Andrzej Domański postuluje minimalny dozwolony prawem wzrost, czyli ustalenie nowego wynagrodzenia minimalnego na poziomie 4 510 zł. Dałoby to 3 404 zł minimalnego wynagrodzenia netto i 5 434 złote minimalnego kosztu pracodawcy. Różnica – 2030 złote, czyli aż 60% tego, co pracownik dostaje przelewem na konto – trafiać będzie jako składki ZUS i podatki do skarbu państwa i jego agencji.
Ale to nie koniec – bo w rządzie trwa spór i ministerstwo rodziny, pracy i polityki społecznej – na jego czele stoi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk – chce jeszcze mocniejszego wzrostu minimalnego kosztu etatu.
Według pomysłu minister Dziemianowicz-Bąk minimalne wynagrodzenie wynieść ma od przyszłego roku 4 625 zł, czyli o 115 złotych więcej, niż proponuje minister finansów. Oznacza to 3 483 zł płacy netto i aż 5 572 zł kosztu pracodawcy. Różnica tym razem to prawie 2090 złotych.