Czarne chmury zbierają się nad WIBOREM, wskaźnikiem referencyjnym, o który oparta jest większość kredytów złotowych w Polsce.
Najpierw katowicki sad okręgowy wydał postanowienie zawieszające WIBOR w spłacanym kredycie, a teraz, jak donosi „Gazeta Wyborcza”, sygnalista związany z nadzorem finansowym donosi, że WIBOR nie spełnia wymogów tzw. unijnego rozporządzenia BMR w zakresie reprezentatywności, rynkowości i adekwatności. Powód? Wskaźnik nie jest oparty o rzeczywiste transakcje międzybankowe, dlatego też jest podatny na manipulacje.
CZYTAJ TEŻ: ZWROT W SPORACH FRANKOWYCH (ROZMOWA)
Sygnalista twierdzi, że kiedyś rzeczywiście WIBOR odzwierciedlał to, po ile banki sobie pożyczają pieniądze. Wszystko zmieniło się po wybuchu światowego kryzysu finansowego. Po 2009 roku banki stwierdziły, że bezpieczniej dla nich jest mieć swoje fundusze, nakłonić klientów do odkładania pieniędzy na ich kontach. Przestały więc pożyczać środki od innych banków. A WIBOR w uproszczeniu ustalano właśnie na podstawie tego, po jakim oprocentowaniu banki sobie udzielały pożyczek.
CZYTAJ TEŻ: CZY WIBOR JEST WSKAŹNIKIEM REPREZENTATYWNYM? (ROZMOWA)
Od lat mamy też do czynienia z tzw. nadpłynnością, czyli w bankach jest dużo więcej depozytów niż kredytów.
I dlatego – jak wskazuje sygnalista w piśmie do europejskiego nadzoru – transakcje terminowe na rynku międzybankowym są bardzo rzadkie. Zawiadamiający wskazuje, że jeśli odjąć od wolumenu transakcje jednodniowe, to udział transakcji depozytowych zawieranych pomiędzy bankami spada poniżej 0,1 proc. sumy bilansowej banków.
Informacje dla inwestorów – przez cały dzień w telewizji BIZNES24
Kup dostęp online do telewizji BIZNES24
Tylko 9,9 zł za miesiąc, 99 zł za roczny dostęp przez stronę BIZNES24.TV
