JOLANTA PAWLAK, BIZNES24: O recesyjnej fali zapaści i marazmie mówią ekonomiści, opisując niemiecką gospodarkę. Najnowsze badanie PMI dla Niemiec przeprowadzone przez S&P Global na zlecenie Hamburg Commercial Bank wskazuje na pogłębiające się problemy naszego sąsiada zza Odry. Aktywność gospodarcza w Niemczech spadła we wrześniu w najszybszym tempie od siedmiu miesięcy. Indeks PMI dla niemieckiego przemysłu we wrześniu wyniósł zaledwie trochę ponad 40 punktów.
Niemieckie firmy zwalniają pracowników w tempie nieobserwowanym od pandemii, a pomijając pandemię w najszybszym tempie od 15 lat. Dlaczego tak jest? O tym porozmawiam z doktorem Piotrem Andrzejewskim, głównym analitykiem Instytutu Zachodniego Polskiej Akademii Nauk. Dzień dobry Panie doktorze.
PIOTR ANDRZEJEWSKI INSTYTUT ZACHODNI PAN: Dzień dobry. Bardzo dziękuję za zaproszenie.
TO JEST AUTOMATYCZNA TRANSKRYPCJA ROZMOWY PRZEPROWADZONEJ
NA ANTENIE TELEWIZJI BIZNES24
JP: No to, Panie doktorze, nie sposób nie zapytać, czy długofalowo widać jakieś oznaki wzrostu ożywienia gospodarczego w Niemczech, bo te trzy źródła, trzy filary, na których Niemcy budowały do tej pory, czyli tani gaz z Rosji, inwestycje w naszej części Europy, w tym opieranie się na taniej sile roboczej oraz dostęp do rynku chińskiego, wydają się nie działać. A to by oznaczało z kolei, że problemy mogą przeciągać się na lata?
PA: Słusznie Pani zauważyła, że jest problem. Długofalowo, zwłaszcza dla Niemiec. Wyzwania rosną coraz bardziej i wszystkie raporty, które czytałem na przykład z OECD, dotyczące innowacyjności niemieckiej gospodarki czy inwestycji w sztuczną inteligencję – one nie są optymistyczne. One pokazują, że Niemcy jako państwo nie są w stanie wygenerować ze swojego federalnego, podzielonego przecież systemu, efektu skali dotyczącego inwestycji w nowe, kluczowe technologie.
Do tego mamy problemy z inwestycją Intela w budowę półprzewodników w Europie, a przecież tego miały dotyczyć zdolności budowania półprzewodników na kontynencie europejskim. Tego miały dotyczyć bardzo potężne unijne dofinansowania. Tutaj też się to nie udaje, Intel zawiesza tą inwestycję na dwa lata. A to mówimy ze względu na inwestycje w Polsce, w Dolnym Śląsku ale zdecydowana większość tych linii produkcyjnych, najważniejsze elementy miały znaleźć się w Saksonii, w saksońskiej Dolinie Krzemowej. Pytanie jest takie czy ona w ogóle powstanie.
Więc niemieckie startupy, jeżeli można się tak wyrazić, najlepsze powstały ponad 100 lat temu – już tak żartują niektórzy niemieccy ekonomiści, że wtedy powstały te firmy, które wybiły Niemcy jako przemysłową potęgę, które były wtedy innowacyjne, a obecnie jest problem.
Jest tak, że te dane, które pani przytoczyła, one mają taki negatywny skutek, że coraz mniej osób, coraz mniej inwestorów, mniej graczy na globalnych rynkach finansowych jest skłonnych do inwestowania w Niemczech i to tworzy w średnim okresie czy długoterminowo, kolejne wyzwanie, ponieważ na gwałt potrzebne są niemieckiej gospodarce inwestycje właśnie w budowę innowacyjności. Bez tego czeka Niemcy to, co Mario Draghi w swoim raporcie o konkurencyjności Europy nazwał „powolną agonią”.
JP: Czyli skoro mniej inwestycji, to mniejsze wpływy podatkowe? No, mniej inwestycji publicznych pociągnie za sobą w dół wiele też podmiotów prywatnych. Czy tak może się stać rzeczywiście?

PA: Tak. Co więcej, obecny minister finansów Christian Lindner dąży do tego, żeby zmniejszyć zadłużenie sektora publicznego w Niemczech, dojść najlepiej do zbilansowanego budżetu – tak zwanego „czarnego zera”, by oddłużyć Niemcy. Tylko, że właśnie tak, jak Pani wspomniał o dochodach podatkowych, wszystko wskazuje na to, że ze względu na to, że prognozy gospodarcze federalnego ministerstwa finansów były bardziej optymistyczne na ten rok, na ostatni kwartał tego roku i na przyszły rok – one są gorsze, pokazuje to dzisiejszy indeks PMI. Oznacza to, że zaplanowane wpływy podatkowe będą niższe i nie uda się osiągnąć tych poziomów finansowania wydatków publicznych w Niemczech. A to oznacza problemy, kolejne.
Do tego dochodzi przełamanie pewnego tabu. To znaczy zwolnienia w sektorze automotive. Została wypowiedziana umowa zbiorowa ze związkiem zawodowym IG Metall w najważniejszej niemieckiej firmie produkującej samochody, czyli Volkswagenie.
W opiniach ekspertów i analityków jest to po prostu przygotowywanie podłoża pod zwolnienia. To jest coś – to jest pewien szok, zwłaszcza problematyczny dla socjaldemokratycznego kanclerza Olafa Scholza, dla którego los robotnika niemieckiego powinien leżeć mu szczególnie na sercu. Jest to przełamanie pewnego tabu. Ta korona, ta perła w niemieckiej koronie gospodarczej, czyli przemysł samochodowy zaczyna mówić o zwolnieniach.
To jest coś, czego nie udało się przeforsować poprzedniemu zarządowi marki Volkswagen, ale jest to nieuniknione. Obecnie Volkswagen produkuje samochody o jedną trzecią drożej, niż konkurencyjna Tesla, która produkuje je pod berlińskim Grünheide zatrudnia o jedną trzecią więcej osób. I jeszcze czas produkcji jednego samochodu Volkswagena też jest dłuższy, niż jeśli chodzi o tą Gigafactory Tesli.
To tylko pokazuje z jakimi wyzwaniami zmaga się niemiecka gospodarka. I wydaje się, że ten Volkswagen jak w soczewce pokazuje te problemy. To właśnie utrata konkurencyjności, utrata rynków, zwłaszcza chińskiego na rzecz tańszych i o podobnej jakości samochodów elektrycznych, ale także spalinowych. No i to właśnie ryzyko zwolnień.
I nie dziwię się, że coraz większa ilość niemieckich ekonomistów mówi o takim wolnorynkowym resecie, tzn. Uwolnieniu niemieckich firm od kroplówki – subsydiów państwowych i wreszcie umożliwienie im konkurowania na rynku swoimi własnymi siłami.
To oczywiście doprowadzi do pewnych napięć, doprowadzi do zwolnień, ale być może wymusi potrzebne inwestycje, które wymuszą lepszą produkcję, tańszą produkcję, inwestycje w robotyzację, innowacje czy może nawet wykorzystanie sztucznej inteligencji w produkcji.
JP: Ale czy Panie doktorze jest jakiś taki polityczny konsensus co do tego, jak ożywić tą gospodarkę niemiecką, jak ją podnieść z kolan?
PA: Absolutnie nie ma takiego konsensusu. Obecnie rządząca koalicja składająca się z trzech partii, przypomnę tutaj dla widzów to są Socjaldemokraci, Zieloni oraz Liberałowie z FDP z Dolnej Partii Demokratycznej nie są w stanie dojść do porozumienia, jak ma wyglądać pakt na pobudzenie gospodarki. W szczególności problem jest na linii ministerstwo gospodarki, które która jest w rękach Zielonych i ministerstwo finansów, które jest w rękach liberałów.
I wydaje się, że do wyborów w przyszłym roku, w 2025 roku takiego porozumienia już nie będzie. A nawet, jeżeli będzie to będzie ono zgniłym kompromisem. I niewielkie środki czy niewiele sposobów czy legislacji zostanie już wprowadzonych i nie wpłynie to na tą obecną, trudną sytuację. Oznacza to, że ze strony niemieckiego państwa, no nie wygeneruje z siebie jakiegoś pomysłu na pobudzenie gospodarki.
Ja bym tutaj nadziei upatrywał w zmianie władzy i w pojawieniu się nowego kanclerza, którym najprawdopodobniej zostanie Friedrich Merz, czyli obecny lider Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej CDU – partii Angeli Merkel. Friedrich Merz jest to człowiek, który przez wiele lat był związany z biznesem. Jest to milioner, ma bardzo wyczulone ucho na potrzeby przedsiębiorców, nie tylko tych dużych, ale też tego słynnego niemieckiego Mittelstand, czyli średnich firm do 250 pracowników, które niejednokrotnie są takimi ukrytymi championami niemieckiej gospodarki.
Też już Merz wielokrotnie przedstawiał różne własne projekty czy piątkę Merza dla gospodarki, gdzie były konkretne propozycje odciążeń podatkowych i odciążeń biurokratycznych oraz spowolnienie zielonej transformacji niemieckiej gospodarki. To mówię chociażby o tym, żeby utrzymać limit spalinowy i zaprzestać tak szybkiej próby takiego szybkiego przejścia na samochody elektryczne i tym podobne. Więc jeżeli już do jakichś zmian w Niemczech ma dojść dopiero w przyszłym roku.
JP: Panie doktorze, a czy Polska może na tym wyborze, o którym Pan mówi, politycznym skorzystać? A jeśli tak, to w jaki sposób?
PA: Zawsze można skorzystać na problemach sąsiada. Nie będę tutaj tłumaczył przedsiębiorcom, jak mają się odnaleźć w tej trudnej sytuacji. W końcu 28% naszego eksportu ląduje w Niemczech. jest kwestia polityczna, jest kwestia gospodarcza. Z jednej strony Merz wydaje się bardziej zainteresowany kontaktami z Polską, niż obecny kanclerz Olaf Scholz, czemu dawał wielokrotnie wyraz, także krytykował obecny rząd i obecny stan relacji polsko-niemieckich.
Natomiast jeśli chodzi o gospodarkę to nie byłbym tutaj do końca przekonany. Merz jest dużym krytykiem ogłoszonego niedawno planu Komisji Europejskiej – planu Draghiego, który miałby wygenerować 800 mld euro inwestycji w innowacyjność i konkurencyjność rocznie.
To oznacza, że Merz będzie szedł linią niemieckich liberałów. Jest przeciwny takim programom, ponieważ miałyby one powstawać z europejskiego długu, a Niemcy nie chcą być żyrantem europejskiego długu. I on jest przeciwnikiem tego. To oznacza pewne problemy, że Niemcy będą chciały sobie poradzić ze swoimi problemami własnymi siłami i kosztem swoich europejskich partnerów i kosztem funkcjonowania jednolitego rynku europejskiego. Więc tutaj także widzę pewne zagrożenia.
I tutaj nie chcę nadużywać słów i mówić o nacjonalizmie gospodarczym, niemniej jednak idzie to w tym kierunku. W szczególności, jeżeli spojrzymy na to, że AfD rośnie coraz bardziej, szczególnie we wschodnich landach. Wczoraj mieliśmy wybory w Brandenburgii, gdzie ledwo, ledwo socjaldemokraci obronili się a AfD prawie 30% zyskała. To oznacza, że ten dyskurs w Niemczech polityczny, także dotyczący gospodarki, przesuwa się na prawo i przesuwa się na pozycje bardziej narodowe, tak to nazwijmy. I pilnowania narodowego interesu.
JP: Bardzo dziękuję za rozmowę. Moim gościem był dr Piotr Andrzejewski, główny analityk Instytutu Zachodniego Polskiej Akademii Nauk. Bardzo dziękuję Panie doktorze.
PA: Dziękuję bardzo.
TO JEST AUTOMATYCZNA TRANSKRYPCJA ROZMOWY PRZEPROWADZONEJ
NA ANTENIE TELEWIZJI BIZNES24