Columbus po 12 latach na NewConnect – trafia na główny parkiet warszawskiej giełdy. Czy spowoduje to, że pieniądze inwestorów ulokowane w fotowoltaicznym potentacie staną się bardziej stabilne?
Gdy Columbus trafił na NewConnect tuż po majówce 2011 roku – prezesem GPW był wtedy Ludwik Sobolewski, a szefem NBP Marek Belka – akcje w czasie pierwszej sesji kosztowały prawie 20 złotych. Szybko jednak staniały o połowę, a jesienią dotarły w okolice złotówki za akcję. I w takim bocznym trendzie spędziły kolejnych osiem lat.
Aż w czerwcu 2019 roku wydało się, że Columbus odkrył Amerykę. W Polsce rozpoczął się boom na panele fotowoltaiczne, a spółka była gotowa, żeby go zagospodarować.
Wystarczył nieco ponad rok, by kurs od złotówki dotarł do ponad 100 złotych. Swój szczyt ustanowił w połowie pandemicznego sierpnia 2020 roku, kiedy kapitalizacją powyżej 2 miliardów złotych przebijała najmniejsze spółki wchodzące wówczas w skład WIG20.
Później jednak okazało się, że spółka będzie musiała wyemitować sporo nowych akcji, bo pożyczała pieniądze na rozwój z opcją konwersji na akcje. Z czego – w obliczu wysokiej wyceny – pożyczający skorzystali.
Do tego doszły zmiany w dopłatach do paneli – najpierw z 5 do 3 tysięcy złoty spadła dotacja, a później net metering zastąpił system, w którym można było sobie w sieci energetycznej magazynować prąd do późniejszego wykorzystania.
Wczoraj na zamknięciu kurs Columbus wynosił 10.80 zł za akcję.