NATALIA GORZELNIK, BIZNES24: Teraz o dzisiejszej projekcji, ale też o wczorajszym nieporozumieniu albo wielkim rynkowym szoku po konferencji prezesa NBP. Prezes Glapiński już od dłuższego czasu powtarzał, że obecnie nie ma przestrzeni do obniżek stóp procentowych i większość rynku nastawiła się, że pierwsze obniżki będą dopiero za rok. Wczoraj jednak zasugerował, że być może na podwyżki stóp trzeba będzie poczekać nawet dwa lata. O tym, dlaczego i co właściwie chciał przekazać prezes, porozmawiam teraz z moim i Państwa gościem, którym jest prof. Grażyna Ancyparowicz, doradczyni prezesa NBP i była członkini Rady Polityki Pieniężnej. Dzień dobry Pani profesor.
GRAŻYNA ANCYPAROWICZ DORADCA PREZESA NBP: Dzień dobry. Z tym, że ja wolę być doradcą niż doradczynią, bo to tak, jak pani profesor i pani profesorka to jakoś dziwnie brzmi.
TO JEST AUTOMATYCZNA TRANSKRYPCJA ROZMOWY PRZEPROWADZONEJ
NA ANTENIE TELEWIZJI BIZNES24
NG: Zdecydowanie doradca.
GA: Tak, to jest chyba jednak nieporozumienie, bo ja byłam na tej konferencji i bardzo uważnie słuchałam wypowiedzi pana prezesa, który mówiąc o tych stopach procentowych zaznaczył, że jest to jeden z parametrów prognozy. To wcale nie było powiedziane, że te stopy mają być utrzymane w horyzoncie projekcji, tylko prezes wyraźnie to powiedział (nie wiem, skąd powstało takie nieporozumienie), że wśród różnych danych, które bierze się, jako założenia do prognozy, również jednym z takich założeń był fakt utrzymywania stóp procentowych na dzisiejszym poziomie. Ale to jest założenie.
Tak samo, jak braliśmy pewne założenia dotyczące tego, jak się kształtuje koniunktura w poszczególnych branżach, przemyśle, jak wygląda rynek pracy i tak dalej. To są wszystko dane historyczne. I na tej podstawie przy pomocy modelu NECMOD, jak wiemy oraz, no powiedzmy ocen eksperckich, tak można by to określić, kształtuje się ostateczny kształt, ostateczna prognoza. Tak, że to ja nie wiem skąd powstało to nieporozumienie. Może, dlatego, że niezbyt uważnie słuchano wypowiedzi pana prezesa. Bo ja nie zauważyłam, żeby on sugerował w jakikolwiek sposób to, że będą utrzymywane te stopy.
Przeciwnie, zawsze mówił od kilku przynajmniej spotkań z dziennikarzami, że jakie te stopy będą to o tym będzie decydowała Rada Polityki Pieniężnej i w zależności od tego, jakie informacje z rynku będą napływały. Tak, że wydaje mi się, że to jest po prostu nieporozumienie.
NG: A Pani profesor zdaniem, oczywiście pytam o opinię, kiedy byłaby przestrzeń na pierwsze cięcia stóp, tak na podstawie Pani doświadczenia, na podstawie tego, co Pani widzi w gospodarce?
GA: Ja nie mogę powiedzieć, kiedy byłaby przestrzeń do cięcia stóp, ja mogę powiedzieć, kiedy ja bym mogła zdecydować się, czy utrzymujemy te stopy, czy też idziemy gdzieś tam w dół z nimi, żeby trochę ułatwić życie i przyspieszyć PKB.
Dlatego, że jak na razie mamy dość pozytywną ocenę, jeżeli chodzi o możliwość kształtowania koniunktury, bo ona w tym roku jest korzystna, w przyszłym roku będzie jeszcze lepsza. Więc tutaj nie ma konieczności zasilania silnie gospodarki kredytem. To jest jakby jeden czynnik, który przemawia przed tym, żeby na razie nie odchodzić zbyt daleko od poziomu stóp, który się ukształtował. Druga sprawa jest taka, że wiadomo, że podniesienie cen energii to jest element kosztowy i on będzie przeniesiony w jakiejś mierze na ceny dóbr finalnych, a więc na wskaźnik CPI. I jeżeli by się okazało w listopadzie, że nasze oczekiwania były nazbyt ostrożne – nazbyt ostrożne, a już w marcu znalazłoby to potwierdzenie, to wydaje mi się, że można by rozważyć odejście od tej nader rygorystycznej polityki stóp procentowych, jaką realizowaliśmy, żeby stłamsić inflację. Inflację, która w lutym ubiegłego roku sięgała jak na nasze warunki poziomu bardzo wysokiego.
Ale to jest właśnie to, co mówił ciągle prezes: od napływających danych. Mnie się wydaje, (ale to jest moje prywatne zdanie), że jeżeli nie będzie ten impuls inflacyjny związany z podniesieniem cen energii, uwolnieniem ich, czy jak go zwał, tak zwał, nazbyt silny to być może, że Rada Polityki Pieniężnej już w marcu zacznie dyskusję, bo nie wiadomo, czy zapadnie jakaś decyzja, ale dyskusję nad ewentualnymi szansami zejścia z tej bardzo rygorystycznej polityki monetarnej, jaką prowadzimy od kilkunastu miesięcy.
Ale na pewno według mojej oceny, (z tym, że ja nie jestem członkiem rady, od razu zastrzegam) według mojej oceny to raczej przy projekcji listopadowej dane nie będą na tyle dobre, żeby zdecydować się na taki krok. Pamiętajmy, że to, co robi Rada działa w perspektywie kilku, kilkunastu, właściwie kilku kwartałów: ośmiu, dwunastu, zależy, jak się na to patrzy.
Więc na pewno w tej chwili to nie jest moment mając tak duży obszar niepewności, przede wszystkim, jeśli chodzi o wpływ zmian cen energii na dynamikę CPI, żeby mówić o obniżkach stóp procentowych. Ale o podwyżkach też się nie mówi.
W związku z tym wydaje mi się, że na razie ta polityka wait-and-see będzie obowiązywała przynajmniej do listopada, a według moich ocen być może błędnych, ale tak mi się wydaje w tej chwili do marca. A potem możemy rzeczywiście, jeżeli będą optymistyczne te prognozy, starać się jednak trochę złagodzić politykę.
NG: Mówiłyśmy m.in. o tym, że i co zresztą też było podkreślane wielokrotnie i przez prezesa Glapiński i przez ekspertów, którzy komentują obecną sytuację w polskiej gospodarce, że przede wszystkim wpływa na wzrost inflacji przede wszystkim wpływa wzrost cen energii, czyli odmrożenie tarcz. Z drugiej jednak strony, patrząc na to, że decyzje Rady Polityki Pieniężnej działają za 3-4 kwartały to czy decyzja o obniżeniu stóp procentowych jesienią ubiegłego roku nie wpłynęła na to, nie dołożyła się do tego, że mamy teraz wzrost inflacji?
GA: Nie, to jest teza pana Litwiniuka, który nie wiem, dlaczego takie rzeczy opowiada. Ja odsyłam wszystkich zainteresowanych do ostatniego raportu o konwergencji. Raportu, który co dwa lata publikuje Europejski Bank Centralny. I tam jest łopatologicznie, chociaż krótko w takich krótkich, żołnierskich słowach wyjaśnione, co to było i dlaczego tak było.
Otóż tam jest takie stwierdzenie między innymi, że była to operacja o charakterze dostrajającym, ponieważ w tamtym czasie już właściwie, jeśli popatrzymy na tempo miesięczne to w Polsce ceny nie rosły, zatrzymały się na określonym poziomie i nie było powodu, żeby tłamsić gospodarkę, która niestety zaczęła bardzo silnie spowalniać, utrzymywaniem aż tak wysokich stóp procentowych.
Prawdę mówiąc, pierwsza korekta mogłaby nastąpić już w lipcu ubiegłego roku, bo już były dane, które na to wskazywały, że w gruncie rzeczy ten szczyt inflacji już mamy za sobą i nie powinno nastąpić jej silne odbicie.
Ale Rada Polityki Pieniężnej, która jest dość konserwatywna zdecydowała, że to jest za krótki okres jeszcze, bo mieliśmy w gruncie rzeczy kwiecień/maj/czerwiec, tylko dane. Więc te dane czerwcowe były też wstępne i dlatego nie zdecydowała się w lipcu na taki ruch. I potem zostało to skonsumowane we wrześniu i drobna korekta w październiku. Wiem, że tam jest taka teza dopisywana, że to miała związek z wyborami.
Nie. Dlatego, że te podwyżki, jeżeli chodzi o rynek komercyjny, miały znaczenie dopiero w listopadzie, a więc znacznie po wyborach. Natomiast one miały fundamentalne znaczenie właśnie dlatego, że można było zahamować te negatywne tendencje, które oddziaływały na koniunkturę, czyli na PKB. To jest jedna rzecz. I druga – bardzo to pozytywnie ocenił właśnie Europejski Bank Centralny w raporcie o konwergencji, patrząc, oni trochę inaczej oceniają inflację, oni patrzą na wskaźnik zharmonizowany w kontekście długoterminowych stóp procentowych.
I właśnie podkreślał, że ta decyzja była bardzo trafna, bo pozwoliło nam to utrzymać się jak gdyby na tym poziomie, który jest optymalny z punktu widzenia, powiedzmy, wiarygodności Polski, ratingu i tak dalej. Tak, że nie, nie, to po prostu, no, zwykle, jeżeli prawnicy sięgają do danych ekonomicznych i nie wnikają bardzo głęboko w metodologię, jak te dane są budowane to takie nieporozumienia mogą powstać. Ale to była typowa operacja dostrajająca tak, jak są zresztą co miesiąc praktycznie dokonywane operacje dostrajające otwartego rynku.
Po prostu bank centralny musi reagować elastycznie. Ale to nie był cykl podwyżek czy obniżek w tym wypadku tylko to są rzeczy, które się robi po to, żeby patrząc na koniunkturę i na całość gospodarki, również na politykę fiskalną, strukturalną dostosować poziom cen, nie tyle może cen, tylko cenę pieniądza – o, tak bym chciała powiedzieć – cenę pieniądza do tego, co faktycznie dla gospodarki będzie w tym momencie optymalne z punktu widzenia oceny członków Rady Polityki Pieniężnej.
A potem czy to było optymalne, czy nie to właśnie są takie raporty, jak raport Europejskiego Banku Centralnego, który stwierdza, czy ta decyzja była słuszna, podjęta we właściwym momencie, czy nie. No i okazuje się w świetle tego raportu, (do którego wszystkich zainteresowanych odsyłam), że tam jest taki fragment właśnie dotyczący akurat tej kwestii. Dość lapidarnie on jest zresztą opisany, bo jak mówię to jest raport. Ale jeżeli ktoś dobrze umie czytać między wierszami i wie, o co w tym wszystkim chodzi to na pewno zrozumie, że to tego typu operacje dostrajające są pożądane.
NG: Dziękuję Pani profesor – również odsyłamy do raportu. A na razie dziękuję pięknie za spotkanie i za rozmowę. Prof. Grażyna Ancyparowicz była moim i Państwa gościem. Dziękuję bardzo.
GA: Dziękuję.
Masz firmę? Nie przegap ważnych informacji dla Twojego biznesu.
Telewizja dostępna w sieciach kablowych, na platformach satelitarnych, oraz w Internecie.
Kup dostęp online do telewizji BIZNES24
Tylko 36 groszy dziennie za dostęp przez www i 72 grosze dziennie za dostęp do aplikacji i VOD (przy rocznym abonamencie)
Sprawdź na BIZNES24.TV