ROMAN MŁODKOWSKI, BIZNES24: Energia jest droga, a interwencja na rynku energii i wprowadzenie dopłat do cen energii elektrycznej, które były odpowiedzią polskiego państwa, między innymi obok wielu innych państw, które robiły podobnie na wahania cen energii elektrycznej po agresji Rosji na Ukrainę, były… błędem. Według niektórych, przynajmniej.
Trzy lata po wybuchu wojny ingerencja w rynek energii i urzędowe określanie cen ma negatywne skutki dla gospodarki. Zamiast utrwalać interwencję rynkową sprzed trzech lat i energię rynkową sprzed trzech lat i topić pieniądze w dopłatach, należy skupić politykę państwa na inwestycjach w produkcję i oszczędzanie energii. A o tym temacie porozmawiamy teraz z naszym gościem, czyli Kamilem Sobolewskim, głównym ekonomistą Pracodawców RP. Witam bardzo serdecznie.
KAMIL SOBOLEWSKI, PRACODAWCY RP: Dzień dobry, panie redaktorze, dzień dobry Państwu.
TO JEST AUTOMATYCZNA TRANSKRYPCJA ROZMOWY PRZEPROWADZONEJ
NA ANTENIE TELEWIZJI BIZNES24
RM: Proponujecie dosyć odważną tezę, z której by wynikało, że nie powinno było być tarcz, bo gdyby ich nie było, to konsumenci energii po prostu zaczęliby porządnie ją oszczędzać. Nastąpiłyby przetasowania na rynku, gospodarka by się zracjonalizowała, niepotrzebni by odeszli. No i generalnie wszystko byłoby lepiej niż tak, jak jest teraz. Czy dobrze rozumiem stanowisko Pracodawców RP?
KS: To, co było trzy lata temu, trudno oceniać w jednoznacznie negatywnych kategoriach. Potrzeba chwili była ogromna i trzeba było zainterweniować w jak najbardziej umiejętny sposób. My byliśmy z propozycją tego, jak lepiej zainterweniować na tym rynku, jak lepiej poradzić sobie z sytuacją okołowojenną.
Między innymi w Ministerstwie Rozwoju pamiętam taką sytuację, jak poważne rozmowy trwały w Ministerstwie Rozwoju, a dokładnie w tej samej chwili ogłoszono konferencję prasową Ministerstwa Klimatu, które ogłosiło już swoje rozwiązanie tego problemu, wiążące się w zasadzie z zamrożeniem funkcjonowania rynku energii.
Więc na pewno były błędy komunikacyjne, na pewno dało się pewne rzeczy lepiej zorganizować, ale była też ogromna potrzeba chwili, ogromna presja społeczna i pewnie parę miesięcy bezpośrednio po wybuchu wojny, kiedy niewiele się działo z podejmowaniem decyzji i potem ogromne spiętrzenie terminów.
Pamiętam posiedzenie komisji sejmowej, kiedy przewodniczący Suski każdej organizacji na wypowiedź w sprawie tego, jak poradzić sobie z rynkiem energii, dał po trzy minuty. To było nocne posiedzenie z inicjatywy posłów rozpoczęto o dziewiątej, a głównym argumentem, żebyśmy mówili o tych rozwiązaniach krócej, było to, że pora jest późna, bo faktycznie zbliżała się północ po pierwszych wypowiedziach posłów.
Zatem co było, to było. Ja nie jestem od rozliczania i rozpamiętywania. Jestem tutaj po to, aby powiedzieć, że minęły już trzy lata od wybuchu wojny i brak funkcjonowania rynku energii, ciągłe funkcjonowanie dopłat ma dla gospodarki negatywne skutki. Znamy wszyscy słynną przypowieść o rybie i wędce. Jeżeli komuś darujemy rybę, to uzależniamy taką osobę od pomocy i z chwilą, kiedy przestaniemy tą pomoc świadczyć, ta osoba jest tak samo bezradna jak pierwszego dnia, kiedy tę pomoc otrzymała.

Natomiast, jeżeli podarujemy wędkę, jesteśmy może mniej dobrotliwi, mniej pamiętani na co dzień, ale po jakimś czasie nasz podopieczny się usamodzielnia i wydaje się, że dobrze funkcjonujący rynek energii powoduje, że jej odbiorcy, nie tylko gospodarstwa domowe, też przedsiębiorstwa mają motywację do ograniczania zużycia, a producenci mają motywację do zwiększania produkcji. I to dzisiaj to zwiększanie produkcji oszczędności to jest recepta na rozwiązanie problemów energetycznych Polski. I w tym celu powinniśmy zmierzać.
RM: Panie Kamilu, na mikroskalę działa to tak, że pewna firma, którą dosyć dobrze znam, bo ją współzakładałem, miała okazję podpisywać umowę na zakup energii elektrycznej latem i ta energia została sprzedana po 1,20 za kilowatogodzinę. Chwilę później okazało się, że na ten rok będzie można kupić po 500, może 600 złotych za megawatogodzinę, czyli po 50-60 groszy za kilowatogodzinę. No i teraz gdzie tu jest rynek tak naprawdę? To uchroniły tarcze.
Pytanie brzmi czy chroniło, wie Pan, przed jakby szokiem rynkowym, czy chroniło przed szokiem monopolistycznym? Trudno powiedzieć, jak to jest. I teraz gdyby nie było tarcz, to po stronie wytwórców energii nastąpiłaby jakaś racjonalizacja, jakieś urynkowienie czy po prostu po stronie użytkowników nastąpiłaby konieczność pozamykania szeregu biznesów.
No, bo jak się weźmie te kilowatogodziny w przeliczeniach, to to są takie różnice jak między, powiedzmy jakieś 6-7 tysięcy miesięcznie a 20 tysięcy. To nie są różnice, które są pomijalne w biznesie, a mogą nawet stać się przyczyną zakończenia działalności dla wielu mniejszych przedsiębiorstw.
KS: Panie redaktorze, zgoda. Nigdzie w naszym stanowisku nie pada argument o braku zasadności tarcz w historii. To, co Pan wskazuje, to jest dowód tego, że rynek nie funkcjonuje optymalnie. Bo kiedy praktycznie nie zmieniają się warunki, jeśli chodzi o ceny surowców i metody produkcji czy wielkość zużycia w całej gospodarce, a cena od dostawców waha się, jak pan wskazał o 50%, to znaczy, że jakieś mechanizmy zostały poważnie zaburzone.
Istotą stanowiska, które przedstawiłem, jest to, że powinniśmy się skupić w polityce energetycznej państwa na dwóch elementach. Jednym elementem to jest produkcja energii elektrycznej i w tym zakresie widać ogromny postęp w stosunku do tego, co było. Wystartowała i dostało zapewnione 60 miliardów złotych z budżetu państwa, elektrownia atomowa w Choczewie-Lubiatowie. Widać postęp w zakresie Baltica 2, projektu, który ma półtora GW mocy i będzie obejmował te wiatraki na morzu.
Pewnie brakuje takich inicjatyw oddolnych, które służyłyby wytwarzaniu prądu. Mam na myśli wykorzystanie potencjału wiatraków na lądzie, wykorzystaniem potencjału biogazu w Polsce, możliwości wtłaczania tego biogazu do instalacji, które istnieją i pewnie szereg innych rozwiązań.
Natomiast po drugiej stronie i to jest wydaje się najmniej dostrzeżony aspekt w polityce energetycznej państwa, jest gigantyczny potencjał w oszczędzaniu energii. To oszczędzanie energii ma dwa wymiary. Można zużywać mniej energii. To jest jeden sposób na oszczędzanie. A drugi sposób jest taki, żeby zużywać energię punktowo w tych momentach, kiedy ona jest dostępna niemalże za darmo.
Bo wiemy o tym, że kiedy wieje i świeci, mamy nadmiar energii, a kiedy pogoda nie sprzyja, mamy tej energii deficyt. I dzisiaj w zasadzie ani gospodarstwa domowe, ani firmy nie są w dostatecznym stopniu umotywowane do tego, aby zużywać energię wtedy, kiedy mamy ją w nadmiarze. I te dwie metody są do spełnienia.
RM: Tak, próbuję sobie wyobrazić trochę proszę mi wybaczyć argument ad absurdem, ale próbuję sobie wyobrazić ramówkę telewizyjną (zużywamy trochę światła), która proponuje programy ze studia na żywo w godzinach, kiedy prąd jest tani, a kiedy jest drogi, po prostu nie produkujemy programów…
No dobrze, ale wie Pan, że wszyscy elektroenergetycy mówią, że im więcej OZE, o których Pan mówił (wyłączam z tego elektrownię jądrową), tym droższy musi być prąd, bo rynek mocy trzeba zorganizować i zapłacić za niego, bo trzeba podłączać te wszystkie farmy wiatrowe do gridu, który jest na to nieprzygotowany i jeszcze co gorsza rozbudowywać. I to wszystko jest czymś, za co firmy i gospodarstwa domowe po prostu muszą zapłacić.
No, bo przecież skąd elektroenergetyka ma na to wziąć pieniądze? Strasznie skomplikowany problem. Kończy nam się czas, więc nie będziemy w stanie go rozwinąć już teraz. Ale będzie mi miło wrócić do rozmowy na ten temat z Panem. Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP był naszym gościem.
Inwestujesz? Notowania na żywo, opinie analityków i wszystko, co ważne dla Twojego portfela!
Telewizja dostępna w sieciach kablowych, na platformach satelitarnych, oraz w Internecie.

Informacje dla tych, dla których pieniądze się liczą- przez cały dzień w telewizji BIZNES24
Tylko 36 groszy dziennie za dostęp przez www i 72 grosze dziennie za dostęp do aplikacji i VOD (przy rocznym abonamencie)
Sprawdź na BIZNES24.TV